Osiemdziesiąt cztery
Mamo zabiłem człowieka ale po kolei
w zeszłym roku mikołaj wszedł do nas
przez kuchenkę gazową kiedy wspinałem się
po podłogach i nie zamykałem drzwi
później poznałem ją i rozmontowałem
ocierała się o mężczyzn w autobusach o śmierć
proponowała nietykalność na ochotnika
w końcu obiecała będę tam gdzie o mnie pomyślisz
na peronie ustawiałem się na białej linii
i szykowałem do startu ale po kolei
podawaliśmy sobie definicje boga
strzelaliśmy do ludzi jak do psów i kotów
łączyła nas kiść winogron i zależności
dzieliły stacje kolejowe w końcu uciekła
miała już swoją belkę z przyzwyczajenia
chodzę czasem na dworzec i czekam na pośpiech
tam na peronie ustawiam się na białej linii
i szykuję do startu mamo zabiłem człowieka
Henri Landru wychodzi na łowy
Henri Landru wstaje z łóżka, pali tytoń i
wychodzi przed dom. Jest zimny grudzień, od mrozu
wszystko zmienia się w szkło. Z portfela spoglądają
zdobyci nocą przywódcy Trzeciej Republiki.
Henri Landru wraca do domu, zamyka drzwi,
rozpala w piecu. Siada na fotel i czyta
gazetę. Każda garść popiołu jest mu bliższa
od poprzednich kobiet. Typowy artysta krwi.
Wczoraj: Henri Landru wyszedł na łowy. Pani
Collomb była nieostrożna jak kilka przed nią
i jeszcze kilka po niej. Do wieczora było
ciepło, później sytuację rozpalił Landru.
Dziś: Henri Landru czyta gazetę i pali
tytoń. Resztka Pani Collomb uchodzi przez piec.
Gorzów Wlkp. 07.02.2009.
Chmury na trawiastych kortach Wimbledonu
Nie wiesz jak smakuje gruszka?
Nie wiem jak smakuje tobie.
Nie będziemy czekać na gwiazdy, inne gówna.
Jest ciepły deszcz, asfalt płynie w kierunku morza
i powstrzymuje ścieżki przed swoim nadejściem,
teoria wielkich liczb przechodzi w liczby pierwsze,
więc jesteśmy u źródła i z niego wyjdziemy
uczyć się smaków drzew, które wyrastają nam
z ziemi jak czarny chleb, pachnące kraty, obok
lustro odda na ścieżce wszystkie nasze ślady.
Ściany zbyt odległe, by wyżłobić odciski
palców. Te miejsca świetnie dadzą sobie radę,
więc chodź ze mną w te chwile kiedy świat przymiera
uczyć się smaków drzew, które daje nam ziemia
w okolicach trawiastych kortów Wimbledonu,
gdzie stoimy pierwszy raz daleko od domów.
VII 2008 Olsztyn
Rejs
Małe drewniane łodzie płyną do Europy,
kiedy idziemy na wódkę w sobotnie wieczory.
Te są wreszcie ciepłe, długie i upojne.
Małe drewniane łodzie płyną do Europy,
spotkani Ukraińcy kojarzą Matejkę,
ale nazwiska Wałęsa nigdy nie słyszeli.
Małe drewniane łodzie płyną do Europy,
kiedy siadamy na leżakach po średnim koncercie
z lekkim piwem w dłoni (kładziemy je na ziemię).
Małe drewniane łodzie płyną do Europy,
kiedy ktoś urywa klamkę w toalecie.
Obsługa lokalu nie umie jej przykręcić.
Popłynęlibyśmy gdzieś latem, na czyste akweny,
kiedy małe drewniane łodzie popłyną do Europy,
tymczasem budzi się dzień, a my z nim, na kacu.
Ci pobożniejsi, odświętni – szturmują kościoły,
kto nie świętuje z nami, ten jest terrorystą.
Małe przepełnione łodzie topią się po drodze.
Miłość
Nie wierzę w miłość, nie mam jej w nodze ani ręce.
Raczej w procesy chemiczne, chociaż nauczycielka chemii,
malująca czerwoną szminką regularnie całą swoją twarz,
nigdy mi w to nie uwierzy. (Też nie wierzyłem w tę jej chemię).
Jest integralną częścią, jak szkielet, jak serce (nawet Aztekowie
żyli po jego wyrwaniu tylko kilka sekund). Przeciwność: jest jak
przetaczanie niewłaściwej krwi lub zaniechanie przetaczania,
czekanie na cud, który nie ma prawa nigdy się wydarzyć.
Można jej uniknąć ale nie zaprzeczyć. Z monitora spłynęła kropla
wody. To musi być symbol lub źle wytarte ręce. Następnym razem
we śnie powiedz mi, czy komputery potrafią płakać, czy mam zmienić
ręcznik.
Mgła
Szóstego miesiąca noszenia pod sercem przyszłych zwłok
zauważyłam nadchodzącą nad miasto lepką mgłę. Tak gęstą,
jakby zabrała ze sobą wodę z jeziora stojącego w sąsiedztwie.
Pierwszy raz od pół roku zapaliłam fajkę. Papieros to nie owoc,
nie jest zakazany, a małe ciało będące we mnie zużywało małe
porcje czasu – pomyślałam. Pięć minut podtrzymywałam ten ogień.
Kiedy mgła podeszła pod dom, otworzyłam jej drzwi, a ona
osiadła szczelnie powierzchnie na parterze. Była tak piękna,
że szeroko otworzyłam usta, a kilka godzin później lekarze
otworzyli mi brzuch. Przyszedłeś. Urodziłeś się z dymu i mgły.
Silny jak pożar i szybko jak rzeka.
Sarny
Mamo, spotkałem wczoraj dwie dorodne sarny
patrzące dumnie w okno pociągu, były spokojne.
Niedawno pod mój pociąg wpadł mężczyzna,
wcześniej uciekł z aresztu. Latanie od spadania
różni lądowanie. Najciemniej pod latarnią,
najwięcej piasku w morzu. Ruchome obrazy.
Mamo, spotkałem wczoraj dwie dorodne sarny
będące w lekkim ruchu. Chwiały porządkiem pragnienia
pijąc zalewisko. W międzyczasie lustra żłobią zmarszczki.
Mamo, wczoraj był koniec świata, wcześniej był początek.
Z jakiegoś powodu nie płaczemy, kiedy coś się zaczyna,
a zawsze przy końcach. Jadę po nierównych szynach,
póki wszystkie koła trzymają się drogi.